Info

Suma podjazdów to 1560 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2017, Marzec11 - 9
- 2017, Luty16 - 0
- 2017, Styczeń17 - 0
- 2016, Grudzień20 - 4
- 2016, Listopad24 - 0
- 2016, Październik13 - 0
- 2016, Wrzesień18 - 3
- 2016, Sierpień20 - 2
- 2016, Lipiec21 - 7
- 2016, Czerwiec21 - 9
- 2016, Maj15 - 4
- 2016, Kwiecień20 - 9
- 2016, Marzec25 - 18
- 2016, Luty22 - 15
- 2016, Styczeń14 - 9
- 2015, Grudzień13 - 7
- 2015, Listopad9 - 3
- 2015, Październik13 - 0
- 2015, Wrzesień20 - 10
- 2015, Sierpień22 - 15
- 2015, Lipiec19 - 14
- 2015, Czerwiec20 - 11
- 2015, Maj20 - 0
- 2015, Kwiecień19 - 2
- 2015, Marzec28 - 0
- 2015, Luty16 - 0
- 2015, Styczeń7 - 0
- 2014, Grudzień19 - 0
- 2014, Listopad16 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień12 - 0
- 2014, Sierpień20 - 3
- 2014, Lipiec21 - 2
- 2014, Czerwiec18 - 7
- 2014, Maj18 - 1
- 2014, Kwiecień18 - 3
- 2014, Marzec15 - 2
- 2014, Luty12 - 0
- 2014, Styczeń12 - 11
- 2013, Grudzień11 - 3
- 2013, Październik11 - 3
- 2013, Wrzesień12 - 2
- 2013, Sierpień20 - 0
- 2013, Lipiec18 - 0
- 2013, Czerwiec16 - 0
- 2013, Maj14 - 2
- 2013, Kwiecień15 - 8
- 2013, Marzec16 - 14
- 2013, Luty10 - 0
- 2013, Styczeń10 - 0
- 2012, Grudzień10 - 3
- 2012, Październik7 - 0
- 2012, Wrzesień14 - 1
- 2012, Sierpień16 - 2
- 2012, Lipiec17 - 0
- 2012, Czerwiec14 - 3
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień13 - 0
- 2012, Marzec15 - 2
- 2012, Luty8 - 2
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad6 - 0
- 2011, Październik13 - 0
- 2011, Wrzesień11 - 0
- 2011, Sierpień19 - 0
- 2011, Lipiec13 - 0
- 2011, Maj12 - 0
- 2011, Kwiecień9 - 0
- 2011, Marzec18 - 2
- 2011, Luty10 - 6
- 2011, Styczeń13 - 3
- 2010, Listopad6 - 2
- 2010, Październik9 - 1
- 2010, Wrzesień10 - 1
- 2010, Sierpień4 - 0
- 2010, Lipiec8 - 1
- 2010, Czerwiec9 - 2
- 2010, Maj10 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec12 - 0
- 2010, Luty5 - 0
- 2010, Styczeń13 - 0
- 2009, Grudzień2 - 0
- 2009, Październik2 - 1
- 2009, Wrzesień10 - 0
- 2009, Sierpień7 - 0
- 2009, Lipiec3 - 0
- 2009, Czerwiec6 - 0
- 2009, Maj9 - 0
- 2009, Kwiecień4 - 1
- 2008, Kwiecień4 - 1
- 2008, Marzec10 - 3
- 2008, Luty12 - 3
wyścig
Dystans całkowity: | 4126.74 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 122:03 |
Średnia prędkość: | 33.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.78 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (78 %) |
Suma kalorii: | 4014 kcal |
Liczba aktywności: | 37 |
Średnio na aktywność: | 111.53 km i 3h 17m |
Więcej statystyk |
- DST 49.62km
- Czas 02:12
- VAVG 22.55km/h
- VMAX 49.77km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Orłowski Alu Dedacciai Basic
- Aktywność Jazda na rowerze
*Kryterium Warszawa Plac Teatralny*
Poniedziałek, 24 września 2012 · dodano: 24.09.2012 | Komentarze 0
To był mój pierwszy wyścig uliczny i kryterium. Debiut okazał się jednak nieudany. Na 20 zaplanowanych rund po 1200 metrów przejechałem 10. Już na 3 rundzie straciłem kontakt z czołówką a z każdą kolejną rundą różnica pogłębiała się.
Doszukując się przyczyn gorszego występu do głowy przychodzi mi:
- słabsza dyspozycja tego dnia;
- brak treningów w ostatnich sześciu dniach;
- gorsze od innych predyspozycje szybkościowe;
- sprzęt - ośmioletnia rama aluminiowa nie jest siłą rzeczy tak dynamiczna jak carbon z bieżących roczników; koła też mają znaczenie, ale tu chyba aż tak dużej różnicy nie było; moje koła są akurat dość lekkie, mają płaskie szprych i obręcz aero, więc powinny gwarantować dość przyzwoite przyspieszenie.
Nie ma tego złego. Dostałem niezłą lekcję specyficznego, bo specyficznego, ale jednak bądź co bądź wciąż kolarstwa. Mam nad czym pomyśleć w kontekście treningów i być może sprzętu w przyszłym sezonie.
Na plus z wyścigu są zdjęcia. Tu ukłon dla Kropki ;-) Oto relcja foto:Kryterium Warszawa Plac Teatralny 23.09.2012, przed startem w jednej z kawiarni
© Bucz
Kryterium Warszawa Plac Teatralny 23.09.2012 - tuż przed stratem II
© BuczKryterium Warszawa Plac Teatralny 23.09.2012
© Buczna trasie warszawskiego kryterium, Plac Teatralny 23.09.2012
© Buczw jednym z wielu zakrętów - Kryterium, Warszawa, Plac Teatralny, 23.09.2012
© BuczKryterium Warszawa Plac Teatralny 23.09.2012
© Bucz
- DST 98.60km
- Czas 02:25
- VAVG 40.80km/h
- VMAX 57.95km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Orłowski Alu Dedacciai Basic
- Aktywność Jazda na rowerze
*ŻTC Bike Race Nowy Kawęczyn*
Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 0
Na kolejny wyścig z cyklu Pucharu Polski Masters organizowany przez Żyrardowskie Towarzystwo Cyklistów jechałem w zasadzie po to aby "przepalić nogę", bez stawiania sobie celów. Chciałem po prostu treningowo przejechać go w jak najlepszym stylu. Moje nastawienie wynikało z tego, że dzień przed wyścigiem nie czułem się zbyt mocno na treningu a wcześniej nie siedziałem na rowerze przez osiem dni. Poza tym profil trasy nie był raczej w moim typie. Płasko jak na stole a do tego sporo długich, prostych i wietrznych odcinków nie wróżyło niczego dobrego. A jednak wróciłem z wyścigu z pucharem za drugie miejsce. Ale po kolei...
Wyścig to pięć rund po niespełna 20 km każda, w sumie jak podał organizator 97 km.
Pierwsze dwie rundy przejechałem po prostu w peletonie. W tym czasie były różne próby zorganizowania ucieczek, ale nie czułem się na tyle dobrze, żeby się w to angażować. Mniej więcej w połowie trzeciej rundy wykorzystując moment wolniejszego tempa leniwie wyjechałem przed grupę licząc na to, że ktoś do mnie dołączy i zawiąże się jakaś ucieczka. Po kilkuset metrach przejechanych przed peletonem postanowiłem odpuścić i zaczekać. W momencie kiedy dołączyłem do peletonu po lewej stronie jezdni poszedł zryw a ja postanowiłem jeszcze raz spróbować szczęścia i wsiadłem na koło tym, którzy zaczęli uciekać. Uformowała się siedmioosobowa ucieczka. Pierwsze 20 minut jazdy było dla mnie trudne, starałem się generalnie utrzymać w grupie dając solidarnie zmiany. Po tych 20 minutach dopadł mnie kryzys. Nie byłem w stanie dać zmiany i walczyłem ze sobą aby w ogóle się w ucieczce utrzymać. Kryzys udało się przetrzymać. Poczułem się lepiej, znów dawałem zmiany. W uciecze sytuacja trochę się uspokoiła. Początkowo było bowiem dość nerwowo a to pewnie dlatego, że każdemu zależało a jednocześnie było czuć, że ten odjazd może dojechać do finiszowej kreski. Na około 3-4 km od mety tuż po moim zejściu ze zmiany zawodnik moje kategorii wiekowej, czyli M30 zaatakował. Ja nie byłem w stanie utrzymać mu koła i w taki sposób szansa na zwycięstwo odjechała... Nie jestem jednak smutny, wręcz przeciwnie. To był zdecydowanie najlepszy wyścig w tym sezonie dla mnie.Tuż przed startem do ŻTC Bike Race Nowy Kawęczyn 18.08.2012
© Buczpeleton wyścigu
© Buczniewdzięczna i mało zauważana praca organizatora
© Buczkolarstwo i czytelnictwo (w przerwie między kolejnymi rundami)...
© BuczAtak
© Buczczarna robota w ucieczce
© Bucztuż za metą ŻTC Bike Race Nowy Kawęczyn 2012
© BuczPudło wyścigu ŻTC SP Masters Nowy Kawęczyn 2012 kategorii M30
© BuczPudło II Nowy Kawęczyn 2012 M30
© Bucz
- DST 163.85km
- Czas 07:16
- VAVG 22.55km/h
- VMAX 66.45km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Orłowski Alu Dedacciai Basic
- Aktywność Jazda na rowerze
*ŻTC Bike Race Góra Kalwaria*
Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 0
91 km w 02:17:16, czyli wyścig z przeciętną prędkością 39,78 km/h. Rezultat - poniżej oczekiwań własnych - tylko 19 miejsce w swojej kategorii, czyli M30. Na pierwszym okrążeniu poszła ucieczka z kolegą z Ośki w składzie (Krzysztof Dziedzic), więc z oczywistych względów nie goniliśmy jej. Na ostatnich km, kiedy było już jasne, że ucieczka dojedzie do mety skoczyłem z peletonu z nadzieją, że nie będzie zorganizowango pościgu. Wielkiego pościgu chyba nie było, ale moja noga w końcówce nie podawała tak jakbym chciał. Zostałem złapany przez peleton i na kresce zameldowalem sie totalnie na jego tyłach.
Poniżej zdjęcia ze strony Żyrardowskiego Towarzystwa Cyklistów: http://www.ztc.pl/przed startem ŻTC Bike Race - w lewym rogu z numerem 214 na boku...
© Bucz214 i język na wierzchu...
© BuczUWAGA WYŚCIG
© BuczNa piątej pozycji w peletonie ŻTC Bike Race Góra Kalwaria
© Buczna trzeciej pozycji
© Buczw środku grupy
© Buczpo wyścigu
© Buczna wyścigu za 40 lat...
© Bucz
- DST 131.65km
- Czas 04:27
- VAVG 29.58km/h
- VMAX 76.78km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Orłowski Alu Dedacciai Basic
- Aktywność Jazda na rowerze
Pętla Beskidzka
Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 0
72h po maratonie nie wiem od czego zacząć ten wpis. Może od rezultatów? Proszę bardzo oto one: 22 miejsce w klasyfikacji "open", gdzie wystartowało 137 zawodników a ukończyło 121, 9 w kategorii "B" (30-40 lat), gdzie wystartowało 47 a ukończyło 42. 22 minuty straty w "open" do zwycięzcy 11 minut do zwycięzcy w w "B".
wyniki
Na maratonie, bo właśnie taką formułę miała "Pętla Beskidzka" było kilka kluczowych momentów. Na 132 km trasy organizator przewidział 2200 m przewyższeń rozłożonych głównie na sześciu podjazdach.
profil
mapka
Start i od razu bardzo mocny akcent w postaci podjazdu pod Przełęcz Salmopolską, który moja kategoria pokonała w bardzo mocnym tempie ze średnią prędkością 22 km/h. Od razu była ostra selekcja mniej więcej do kilkunastu osób. Póżniej zjazd, gdzie przy prędkości własnej około 70-75 km/h wyprzedził mnie - jak się póżniej okazało - kolega z forumszosowego.org szamanviking. Musiał jechać 90 km/h. Szacunek i pozdrowienia! Dalej wjazd do Szczyrku, trochę hopek, czyli względne wypłaszczenie. Następnie drugi podjazd czyli Ochodzita wojewódzką 943, gdzie blisko szczytu był bufet. Jechałem wtedy na tyłach grupy, więc musiałem zwolnić bo niektórzy chcieli z bufetu skorzystać, niektórzy zwolnili dla zasady, powstało ogólne zamieszanie, które wykorzystało około 5-7 zawodników odjeżdzając. Sprawa jest delikatna, bo w zawodowym peletonie na bufetach wszyscy zwalniają i czekają. To był amatorski wyścig w formie maratonu, więc reguły są nieco inne, jednak pewien niesmak pozostaje. Później zjazdy, podjazd pod Kubalonkę, zjazd i podazd pod Zameczek Prezydenta RP razy dwa. Za drugim razem na wypłaszczeniu za szczytem odjechało z mojej grupki dwóch zawodników kat B, których już nie dogoniłem. Trochę żałuję, bo ostatnie 20 km jechałem w zasadzie na solo. Jadąc w grupce miałbym szansę przynajmniej na lepszy czas i ogólną pozycję w 'open'. Jak na debiutanta rezultat jest jednak w moim odczuciu dobry. Mam nadzieję, że w przyszłym roku forma pozwoli zawalczyć o pierwszą dziesiątkę w "open" i pierwszą piątkę w "B" (30-40 lat).
- DST 118.00km
- Czas 03:10
- VAVG 37.26km/h
- VMAX 73.13km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Orłowski Alu Dedacciai Basic
- Aktywność Jazda na rowerze
*Mistrzostwa Polski Masters Psary 2012*
Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 2
Moje pierwsze mistrzostwa za mną. Możliwość uczestnictwa w tym wyścigu wiązała się z wyrobieniem licencji "masters". Portal www.kolarstwomasters.pl jako warunki wyrobienia licencji podaje:
Aby otrzymać licencję kolarską "MASTERS" należy zgłosić się do regionalnego/okręgowego związku kolarskiego z wypełnionym wnioskiem o licencję kolarską oraz ważnymi badaniami lekarskimi a także wykupionym ubezpieczeniem OC i NW (rowerowe)
Rozpocząłem od kwestii medycznych. Najpierw wizyta u internisty, krótki wywiad medyczny, pomiar ciśnienia, osłuchanie płuc i serca. Jest ok, jedziemy dalej: EKG, badanie krwi i moczu. Z wynikami jadę do lekarza medycyny sportowej. Ten ma zastrzeżenia do EKG. Zostaję przekierowany do kardiologa w celu uzyskania szczegółowego opisu EKG lub wykonania testu Holtera. Zamiast tego specjalista wysyła mnie na badanie "echo serca". Badanie wykonuję, z wynikami melduję się ponownie u kardiologa. Ten daje mi zielone światło i potwierdza, że z moim sercem jest wszystko w porządku. Teraz zostaje mi tylko dostarczenie tych wyników do lekarza medycyny sportowej, który wydaje mi "Książeczkę Zdrowia Sportowca" wraz z pieczątką "ZDOLNY" (do uprawiania kolarstwa). To wszystko zabiera sporo czasu.
Teraz czas na ubezpieczenie. Ubezpieczam się w PZU wybierając "Bezpiecznego Rowerzystę" z OC na kwotę 100 000 i NNW 50 000 zł.
Pomiędzy wizytami lekarskimi jestem w kontakcie z Warszawsko-Mazowieckim Związkiem Kolarskim. Tam wydawanie licencji zajmuje się tylko jedna osoba. Za pierwszym kontaktem dowiaduję się ogólnych informacji o tym, że potrzebne jest wypełniony wniosek, zdjęcie i ubezpiecznie. Jak się okazuje badania lekarskie nie są potrzebne. W tym momencie jestem już jednak po większości z nich, pozostaje mi tylko "echo serca", które mimo to postanawiam jednak wykonać. Pani od licencji w najbliższych kilkunastu dniach ma być niedostępna. Pada termin: 12 czerwca. Dokładnie 12 czerwca chwytam więc za telefon i dowiaduję się, że licencję mogę wyrobić najwcześniej 20 czerwca, czyli 3 dni po Mistrzostwach Polski. To zdecydowanie za późno. Przy tej okazji jeszcze raz wypytuję o warunki uzyskania licencji i tu kolejne zaskoczenie. Ubezpieczenie PZU "Bezpieczny Rowerzysta" nie jest respektowane. Zamiast niego konieczne jest PZU "Sport". W tym celu wybieram się do biura PZU, zawieram kolejne dwa ubezpiecznenia PZU "Sport" (NNW) i OC dla sportowców.
Jak się okazuje koledzy z klubu znacznie dłużej próbują wyrobić licencję. Oni także wielokrotnie byli informowani o kolejnych terminach i nic z tego nie wynikało. Zastanawiam się długo jak wybrnąć z tej sytuacji. Do głowy przychodzi mi pomysł wyrobieni licencji poprzez centralę Polskiego Związku Kolarskiego (PZKol). Kontaktuję się z Działem Szkolenia i dowiaduje się, że w tej sytuacji, drogą wyjątku to PZKol zamiast regionalnego związku wystawi licencję. W siedzibie PZKol mieszczącej się na pięknym torze kolarskim w Pruszkowie (BGŻ Arena) stawiam się punktualnie o 8.00. Dowiaduję się, że nie jeszcze osoby zajmującej się wurabianiem licencji. Jest 8.15, Pani Agnieskza nie pojawia się. Wchodzę do biura i pytam czy i kiedy będzie. Tam sympatyczny Pan informuje mnie, że jest kłopot z Panią Agnieszką i proponuje, że on sam wstępnie zweryfikuje wnioski (oprócz mojego miałem ze sobą wznioski kolegów z Ośki Warszawa). Licencję mają być gotowe za około 30 minut. Ja udaję się na tor zobaczyć rozgrzewkę przed zawodami. Przez 45 minut nie otrzymuję obiecanego sygnału, więc wracam do Działu Szkolenia. Pani Agnieszki wciąż nie ma, symaptyczny Pan zajmuje się dalszymi krokami i w końcu uzyskuję wszystkie licencje. Dziękuję i wychodzę.
Uzyskanie licenji "masters" to nie z bułka z masłem jak widać.
Mamy licencję, to jedziemy. Skład 4 osobowy, zbiórka 05.30 na Ursynowie, pod domem kolegi Czo. Pakujemy rowery na dach Volvo i o 05:50 jesteśmy już w trasie. O 08:50 po pokonaniu prawie 300 km jesteśmy na miejscu startu, czyli w Psarach koło Będzina. Zapisujemy się, pobieramy numery startowe, czipy do pomiaru czasu i na start.
Sam wyścig, to 4 okrążenia po niespełna 30 km. Pierwsze okrążenie to zapoznanie się z trasą. Jadę zupełnie z tyłu, peleton porusza się dość wolno. Mam wrażenie, że zawodnicy z respektu dla siebie nawzajem oglądają się, patrzą kto mógłby pociągnąć, podyktować tempo. Poza tym mamy dość wysoką temperaturę - około 27C. Trasa jest pagórkowata. Jest jeden zjazd, z dziurawą nawierzchnią. Przez to jest on dość zdradliwy. Postanawiam, że na kolejnych okrążeniach w tamtym miejscu z uwagi na bezpieczeństwo będę się trzymał w czubie. Drugie i trzecie okrążenie jadę z przodu peletonu. Przede wszystkim chcę mieć możliwość zareagowania na jakąś akcję. Poza tym mam obawy, że jadąc z tyłu mogę odpaść od grupy z tej prostej przyczyny, że ktoś "puści koło". Na trzecim okrążeniu tempo idzie w górę. Na początku czwartego okrążenia, inicjujemy z kolegą Krzysztofem (Dziedzic Pruski) ucieczkę. Niestety mocny czołowy wiatr niweluje szanse i wracamy do peletonu. Po kilku km, na początku najdłuższego podjazdu na rundzie atakujemy ponowie i szybko odrywamy się od peletonu. Wtedy już wiem, że przed nami, z przodu jest już inna ucieczka. Na podjeździe pracuję bardzo mocno, do nas doskakuje dwóch lub trzech zawodników. Po kilku kilometrach nie wytrzymuję tempa ucieczki i niestety strzelam z grupy. Po czasie gdy o tym myśle, to jest we mnie trochę sportowej złości, że zabrakło sił. Gdybym się utrzymał w ucieczce, to szansa na pierwszą 10 była by bardzo duża. Zawodnicy z tej ucieczki zameldowali się bowiem na mecie na miejscach 6-11. Zamiast ucieczki dojechałem w peletonie, który mnie złapał po odpadnięciu z ucieczki. W peletonie, w masowym sprincie na kreskę nie miałem wielkich szans i koniec końców melduję się na mecie na 27 miejscu z czasem 03:10:08 ze strata 4min 9sek do zwycięzcy.
Rezultat nie jest być może imponujący, ale jestem zadowlony z tego, że pojechałem aktywnie, dałem z siebie wszystko co mogłem. Może gdybym oszczędzał się na drugim i trzecim okrążeniu jadąc z tyłu, to przy ataku sił było by więcej? Może tak, może nie. Teraz trudno to powiedzieć. Kolejny wyścig przede mną za trzy tygodnie. 7 lipca odbędzie się Pętla Beskidzka i mam nadzieję pojechać tam i znów powalczyć.
Wyniki
- DST 103.77km
- Czas 02:48
- VAVG 37.06km/h
- VMAX 64.58km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Orłowski Alu Dedacciai Basic
- Aktywność Jazda na rowerze
ŻTC Bike Race - Łódź
Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 28.05.2012 | Komentarze 0
Dziwnie to pisać, ale to były moje “pierwsze wyścigowe koty za płoty”. Nie licząc jednego szosowego maratonu w Danii był to mój pierwszy szosowy wyścig. Jak na debiutanta wyszło nienajgorzej. 10 miejsce w kategorii M30 (mężczyżni 30-39 lat) oraz 19 miejsce w połączonych kategoriach AM20 (mężczyźni 20-29) i M30. Wystartowało łącznie 63 zawodników w M30 i AM20. Tuż przede mną na mecie zameldował się m.in.: wciąż aktualny mistrz Polski Masters 2011 - Sylwester Matusiak (6 miejsce w M30), Mistrz Polski Masters z 2010 - Bogdan Banaszek (9 miejsce) czy Chądzyński Daniel (4miejsce) - aktualny górski, szosowy mistrz Polski, kiedyś zawodowiec.
Trasa okazała się dość selektywna, interwałowa, bo rozgrywana na terenie tzw. Wzniesień Łódzkich. Sporo było w dół lub pod górę, choć o górach oczywiście nie może być mowy. Hopki na kilkaset metrów. Sporo też było zakrętów, więc było technicznie. Napędzanie się i hamowanie do zera po to aby po wyjściu z zakrętu znów nabierać prędkości.
Ja ze swojego występu jestem zadowolony. Oby okazji do wyścigów pojawiło się więcej.ŻTC Bike Race - Łódź
© Buczna mecie ŻTC Bike Race - Łódź
© Bucz
Zdjęcia pochodzą ze strony
http://scieslik.com/ztc-bike-race-2012-27-05-2012-lodz-kalonka/
- DST 200.00km
- Czas 06:48
- VAVG 29.41km/h
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 193 ( 96%)
- HRavg 157 ( 78%)
- Kalorie 4014kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Grejsdalsløbet 2010
Niedziela, 9 maja 2010 · dodano: 10.05.2010 | Komentarze 0
Pierwszy wyścig na szosie w moim życiu... Pobudka o godzinie 6.00 (budziłem się także o 4.00 i 5.00). Później szybkie śniadanie – trochę muesli z owocami i żurawiną, dwie kromki pełnoziarnistego chleba z serkiem i papryką, a do tego czarna herbata z cytryną i szklanka soku. Później szybko sprawdzam temperaturę za oknem. Jest + 2,5°C. Na szczęście nie wieje i nie pada. Ubieram się warstwowo, bo prognozy mówią o tym, że wczesnym popołudniem może być już + 13°C. Wcześniej używam jeszcze rozgrzewającej maści Ben Gay. Wybija godzina mojego wyjścia – 7.40, kiedy słyszę gwałtowny huk, a następnie syk pękającej dętki. Chwilę wcześniej pompowałem oba koła. Myślę sobie no to niezła jazda... Szybko zmieniam dętkę i na grzbiecie obręczy odnajduję ostre nierówności. Sięgam po stary pilnik do paznokci i traktuję nim obręcz [sic!] Po 10 minutach zamykam mieszkanie i wychodzę z myślami, że mam szczęście w nieszczęściu, bo lepiej jest mieć defekt w domu niż na trasie. Około 8.00 melduję się w biurze zawodów, montuję numer startowy i chip. 21 minut później startuję do wyścigu.
Tuż po starcie z kilkudziesięciu osobowej grupy ruszam samotnie do przodu, bo ich tempo nijak mi ni pasuje. Jak dla mnie jadą nieco za wolno... Na pierwszym podjeździe widzę jak goni mnie duża grupa (być może były to połączone dwie grupy). Łapią mnie na zjeździe, ale tempo jest już wyraźniej mocniejsze. Zabawa od tego momentu zaczyna się na dobre. Jadę w dużej grupie. Być może nawet nieco za dużej. Wszyscy się pchają, nikt nie odpuszcza, tempo zabójcze – puls nie schodzi mi poniżej 160 uderzeń/minutę. Nie mam licznika rowerowego, więc nie wiem z jaką prędkością jedziemy. Dzień przed zawodami jego bateria odmówiła posłuszeństwa. Mniej więcej po około 30-40 minutach jazdy, na zjeździe w lesie dochodzi do niebezpiecznej sytuacji. Spora część grupy jadąca lewym pasem idzie na czołówkę z szybko jadącą osobówką znad przeciwka. Na szczęście w ostatnim momencie zawodnicy zjeżdżają do osi jezdni a kierowca testuje zawieszenie i przyczepność pobocza... Ogólnie pierwsze dwie godziny jazdy są bardzo szybkie, choć nierówne. Ja jadę chyba nieco zbyt ambicjonalnie. Zamiast oszczędzać siły jestem widoczny na podjazdach i w ten sposób próbuję naciągnąć grupę, tak aby doskoczyć do tych co jadą z przodu. Na jednym z podjazdów w rejonie Jelling, wychodząc na czoło grupy na miękkim obrocie, przy wysokiej kadencji słyszę „on jest dobry na podjazdach”... No nie jestem najgorszy w tym elemencie kolarskiego rzemiosła. Lata na szosach Beskidu Niskiego i Bieszczad zostają w nogach. Dajcie mi dobry podjazd a pokażę wam jakim kolarzem jestem ;-) Po drodze mijamy tuziny tych, którzy złapali defekt – w 99% przypadkach jest to przebicie dętki. Byłem w niemałym szoku, kiedy zobaczyłem jak jeden z kolarzy Bauhas team zmieniał dętkę a około 8-10 pozostałych czekało spokojne na niego na poboczu. Jak widać nawet w wydaniu amatorskim kolarstwo jest sportem na wskroś drużynowym. Kilka dobry kilometrów dalej rozpędzony pociąg Bauhas doszedł moją grupę. Aż miło było patrzeć jak „zespawali” peleton. Od tego momentu jechaliśmy razem, jednak to Bauhas narzucał tempo.
Około 55 km był pierwszy bufet (żeby skorzystać trzeba zjechać około 200 metrów od szosy). Widziałem jednak, że nikt się nie kwapi, więc zostałem w grupie. Tempo było mocne, więc ciężko było by mi ich później dogonić. Martwiłem się o to czy wystarczy picia, bo następny bufet był 50 km dalej. Jak się później okazało wystarczyło. Pojawił się jednak inny problem. Musiałem zatrzymać się, aby po prostu wysikać się. Zrobiłem to instynktownie, kiedy zobaczyłem, że trzech, może czterech innych zawodników także zatrzymało się na poboczu. Myślałem, że oni zatrzymali się w tym samym celu co ja. To i owszem, ale ten przystanek był przede wszystkim w celu zmiany dętki! Duża grupa z Bauhasem na czele mi uciekła. Zacząłem gonić, po drodze dołączyło do mnie dwóch, może trzech innych i dawaliśmy „ile wlezie”, żeby dorwać tych z przodu. W końcu się udało, ale grupa była już mniej liczna. Przetasowania ciągle miały miejsca, zwłaszcza na i po kolejnych podjazdach.
Około 100 km zjechałam w strefę bufetu, napiłem się, napełniłem bidon, wziąłem dwa batoniki, banana i ruszyłem dalej w drogę. Po drodze zebrała się dość szybko większa grupa. Na jednym z najbardziej znanych w Danii podjazdów – Kiddesvej, na około 125 km, w centrum Vejle odskakuję z dużej grupy, później ktoś do mnie dołącza. Następne 10 kilometrów to kolejne cztery podjazdy, więc kolejna selekcja, przetasowania itd.
160 kilometr – kolejny bufet z którego korzystam. Tu wziąłem tylko picie, bo nie czuję głodu a do mety było relatywnie blisko. Jednak właśnie tuż po minięciu strefy bufetu czuję. że sił już mam coraz mniej. Na pewno wpływ na to miał fakt, iż aż do tamtego momentu wyścigu jechałem bardzo aktywnie. Na podjazdach niejednokrotnie ciągnąłem większe lub mniejsze grupy, albo odskakiwałem aby przeskoczyć do następnej grupy.
Podsumowując wyścig – 200 km, 6h 48min jazdy ze średnim tętnem 157 bpm, 182 pozycja w klasyfikacji generalnej (515 ukończyło) i 12 w grupie wiekowej 21-30. Myślę, że nie mogę sobie zarzucić, że nie dałem z siebie wszystkiego. Pojechałem na tyle na ile było mnie stać i na ile pozwoliły warunki. Najważniejsze, że wyścig ukończyłem bez defektów, upadku i z poczuciem tego, że pojechałem „na maksa”. Grejsdalsløbet 2010, numer startowy na ramie
© BuczGrejsdalsløbet 2010, pamiątkowa torba z wyścigu
© Bucz